...to lustro jest bezkreśnie czarne, nienaturalnie zimne i jakby pochłaniało życie, musimy coś zrobić... no i jeszcze te wiedźmy... dobrze, że już szkarady nie będą swym istnieniem zakłócać równowagi...
...Visbur, Miamys, ja i nasz sojusznik - krasnolud płyniemy czarną jak heban łodzią wśród tych skutych mgłą wysepek, gdy nagłe uderzenie w kadłub powoduje, że Visbur wypada za burtę. Natychmiast przestaję wiosłować, a Bordar wyskakuje na ratunek. Podstawiając im wiosło, aby mieli się czego chwycić zauważam, że w kierunku drugiej burty pędzi na nas rekin. Moja więź z naturą podpowiada mi, że to bardzo głodny rekin. Gdy część morsującej załogi w miarę bezpiecznie trzyma się już burty, wystawiam dłoń aby powstrzymać "ludojada", jednocześnie próbując wyczarować dobrojagody. Rekin na nasze szczęście poddaje się mojej próbie powstrzymania go, za co w nagrodę dostaje jagody, dzięki którym głód nie będzie już go męczyć. Gdy pływacy wracają do łodzi ruszamy dalej do brzegu...
...Imgur jest nawet całkiem przyjemne, a zieleń dzielnicy elfów faktycznie czyni je jakby nieco mniej wynaturzonym... tylko to drzewo... ono chyba umiera, ale nie normalnie, to jakaś zła magia... czemu nikt tego nie widzi... coś tu zaburza równowagę... czy to ten krasnolud? Nie, on też dostrzega tę aberrację... on też... jako jedyny poza nami. Czemu oni wszyscy to ignorują, a może faktycznie nie są świadomi.
Jakby na sygnał Miamys i ja podchodzimy do drzewa, podchodzą też krasnolud i Visbur. Skupiam się i tak, ewidentnie to nie jest normalne, to drzewo jest... bramą. Bramą do której właśnie chyba wbiegła z okrzykiem: "Ominte" jakaś dziewczynka. Dzielę się informacją o moim spostrzeżeniu i nie tylko ja widziałem postać wchodzącą. Gdy powtarzamy zasłyszane frazy, ukazują się nam schody, ciemne, kręte i prowadzące w dół. Ruszamy, więc.
Na końcu schodów znajdujemy się na ponurej przystani, przy której stoi łódź. Po zapoznaniu i krótkich (nie)uprzejmościach ze strony Bordara, decydujemy się wspólnie podjąć wyzwanie i wsiadamy do krypy nawigując do źródła tej sinej, zimnej i jakiejś niezwykle ponurej mgły, po drodze widzimy niewielkie wysepki, które raczej nie utrzymałyby człowieka...
...na wyspie przed ołtarzem stanowiącym podstawę wielkiego czarnego jakby lustra przy kotle stoją 3 nadludzko wysokie postacie w bieli. Nie wyglądają przyjaźnie, a ich czarne nagie miecze u pasa dopełniają tylko tego obrazu.
Miamys rozpoznaje bóstwo, któremu służą te wiedźmy, to Hasar Gruun i zdecydowanie zaleca odwrót.
Bordar zupełnie ignorując zalecenie, mimo wyraźnej werwy na twarzy, rusza niespiesznie w ich kierunku i trafia z dystansu jedną swym toporkiem. Nie ma wyjścia, wyciągam łuk i szyję w drugą, ale chybiam.
W mgnieniu oka, wysokie na 7 stóp jędze stoją z mieczami przy nas. Najpierw obrywa Bordar, ale równie szybko potężnie odpowiada. Podobnie Miamys.
Gdy widzę czarny miecz pędzący w kierunku mojej aorty, dobiega mokry Visbur i pozwala mi zachować połączenie głowy z resztą ciała. Odpowiadam jędzy falą grzmotu, dzięki czemu odsuwam ją nieco od siebie.
Nie będąc już w stanie obserwować ze szczegółami co kto poczyna, tracę nagle z widoku odepchniętą jędzę i obrywam od pleców.
Wysokie i niezbyt zgrabne poczwary po przeskoczeniu na stronę śliskiego od fal pomostu zdecydowanie tracą nieco stabilność, a ja korzystając z bezpiecznego dystansu znów szyję z łuku. Ta zła aura zdecydowanie nie pomaga i tylko jedna z 2 strzał dosięga celu.
Walka dystansowa, znów nie przynosi oczekiwanego rezultatu, więc przekładam broń i z doskoku walę ostatnią stojącą jeszcze potworę Zgubą Umarłych, ale ta rozpływa się w powietrzu.
Podchodzimy do ich kotła, Bordar natychmiast podejmuje próbę wylania jego zawartości. Ja na wszelki wypadek, wcześniej uderzam w gar magicznym młotem na wypadek, gdyby okazało się to bardziej skuteczne, ale bez rezultatu, więc wspólnie z krasnoludem opróżniamy kadź. Po czym ten bez namysłu siecze swym toporem w ramę lustra.
Nagle Bordar wskakuje w czeluść lustra, zza której obserwujemy od początku jakieś zniekształcone majaki, jakby powtarzające nasze ruchy. To wszystko jest takie dziwnie zaburzone, a...
...przechodzę z tyłu to samo. Obraz po przejściu przezeń krasnoluda jakby się zmienił nieco, przestał ziać bezkresną czarnością. Poczucie konieczności działania popycha mnie za nim.
Imgur jest całkiem przyjemne, a zieleń dzielnicy elfów faktycznie czyni je jakby nieco mniej wynaturzonym... i tej zieleni jest teraz jakby więcej. Drzewo, które emanowało chaosem zdecydowanie odżywa, czuję, że przywróciliśmy tu równowagę, czuję dobrze spełniony obowiązek.
- Dziwne to było wszystko. Reszta nam pewnie nie uwierzy. Tak, i czuje się koszmarnie. Musze sie napić. Idziesz z nami? - pytam.
- Nie, ale jeszcze się spotkamy. - odpowiada Bordar i rusza w sobie tylko znanym kierunku.